Archiwum Polityki

Unia Wolności bez kandydata

Twardy realizm tej decyzji polega na tym, że obecnie, na kilka miesięcy przed wyborami, Unia praktycznie nie miała wyboru. Wszystkie badania opinii publicznej pokazywały, że wyborcy i tak podzielą się głównie między Andrzeja Olechowskiego i Aleksandra Kwaśniewskiego, a własny kandydat Unii może liczyć na mniej niż umiarkowane poparcie. Alternatywą dla braku kandydata mogła być więc tylko klęska kandydata własnego. Czy to oznacza, że nie mogło być inaczej? Mogło być, ale gdyby przygotowania do wyborów rozpoczęto wcześniej, przynajmniej rok temu, gdyby Unia pokazała, że aktywnie zabiega o wspólnego, koalicyjnego kandydata. Rację ma bowiem Tadeusz Mazowiecki, gdy mówi, że dziś na dobry wynik wyborczy liczyć mogą przedstawiciele dużych politycznych bloków, a nie kandydaci pojedynczych partii. Do tego potrzebny był jednak plan długofalowych działań politycznych. Tymczasem Unia od lat tonie w powodzi koalicyjnych sporów, w reagowaniu na bieżące wydarzenia, w walce o jaki taki gospodarczy racjonalizm. Decyzja Unii Wolności ma jednak jeszcze jeden wymiar: otóż pokazuje ona kryzys przywództwa – po prostu nie ma kandydatów mogących skutecznie nawiązać walkę z urzędującym prezydentem. Ten kryzys obejmuje jednak wszystkie partie.

Polityka 19.2000 (2244) z dnia 06.05.2000; Komentarze; s. 13
Reklama