Kiedy w Polsce rodził się kapitalizm, Jerzy Krzanowski gotował w restauracji w Izraelu. Ukończył świeżo Technikum Gastronomiczne w Iwoniczu Zdroju, zdał nawet na Politechnikę Świętokrzyską, ale studiów nie rozpoczął. Pojechał na saksy. – Wybrałem gastronomika, choć byłem olimpijczykiem z matematyki, żeby sobie ułatwić życie – przyznaje szczerze. Dodaje, że jedyną książką, jaką przeczytał w życiu, jest „Potop”.
Adam, starszy brat Jerzego, zaliczył trzy lata geodezji na AGH i wyjechał do Stanów szukać roboty. Z początku mu nie szło, rozważał właśnie powrót do kraju, gdy przeczytał anons firmy tapicerskiej Wythe rodziny Sternów. Został tapicerem. Firma sprowadzała z Włoch metalowe konstrukcje, dodawała tapicerkę na siedzenia i oparcia. Były to najpopularniejsze krzesła w amerykańskich restauracjach.
Jerzy, który powrócił do kraju i otworzył własną knajpkę pod Krosnem, raportował: „Niewiele zwojujemy przy dzisiejszym przeliczniku dolara. Myśl bracie, w co by zainwestować”. Adam pomyślał: dlaczego by nie w krzesła na metalowych nogach? – Udało mi się namówić właścicieli firmy na wspólną inwestycję – opowiada. Stern, Żyd z Ukrainy, zaryzykował bardziej z sentymentu niż nadziei na szalony biznes w Polsce. Adam wrócił do Krosna w 1992 r. Wspólnie z bratem mieli na kupce 12 tys. dol. Stern zadeklarował dalsze 8 tys., objął 40 proc. udziałów we wspólnym przedsięwzięciu. Fabryka Nowy Styl miała pierwszą siedzibę w pogeesowskim magazynie nawozów sztucznych i zatrudniała kilka osób.
Według przećwiczonego schematu z Włoch importowali metalowe stelaże, które w Polsce uzupełniali tapicerką. – To był nasz patent; trudno uwierzyć, ale wcześniej nikt nie wpadł na taki pomysł. Importowano z Włoch krzesła i sprzedawano z wysoką marżą – wyjaśnia Adam.