Archiwum Polityki

Proces-widmo

Janusz Kalwas. Naczelnik wydziału śledczego Prokuratury Okręgowej w Warszawie

W środę, 6 grudnia rozpoczął się wreszcie przewód sądowy osób odpowiedzialnych za tzw. aferę Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (FOZZ), instytucji powołanej do wykupywania polskiego długu za granicą. Było to możliwe dzięki bardzo stanowczej postawie składu sędziowskiego. Do tej pory większość oskarżonych stosowała uniki, zasłaniała się m.in. zwolnieniami lekarskimi, a główny oskarżony Grzegorz Ż. w ogóle na rozprawy się nie stawiał.

Oczywiście można zapytać, dlaczego sprawa FOZZ tak się przeciągała, przecież nieprawidłowości ujawniono już w 1991 r. po kontroli NIK. Złożyło się na to szereg czynników. Prokuratura już w lutym 1993 r. sporządziła akt oskarżenia, ale ówczesny sąd wojewódzki uznał, że jest niekompletny i oddał prokuraturze akta do uzupełnienia.

Aby zgromadzić odpowiedni materiał dowodowy, należało wykonać niezmiernie skomplikowaną i, jak sądzę, o niespotykanym dotychczas zakresie pracę. Wystarczy powiedzieć, że pomoc prawną uzyskiwaliśmy m.in. w Niemczech, Francji, USA, Szwajcarii, Luksemburgu, Belgii, Holandii i Wlk. Brytanii – wszędzie tam, gdzie lokowano pieniądze FOZZ. To trwało długo, w niektórych przypadkach oczekiwanie na odpowiedź przeciągało się nawet do 3 lat. Należało bowiem przekonywać poszczególne banki, aby ujawniły tajemnice bankowe, bo tylko w ten sposób można było prześledzić poszczególne operacje finansowe i drogi, jakimi pieniądze FOZZ wędrowały.

Akt oskarżenia liczy 468 stron i dokładnie opisuje zarzuty przeciwko 6 osobom, które odpowiadają w toczącym się procesie. Twierdzimy, że pieniądze FOZZ trafiały poprzez polskie i zagraniczne firmy, przez banki i podstawione osoby na konta prywatne i firm, które nie były z FOZZ powiązane prawnie, i już stamtąd nie wracały. Szkodę Skarbu Państwa biegli szacują na ok.

Polityka 51.2000 (2276) z dnia 16.12.2000; Komentarze; s. 13
Reklama