Od kilku lat nad naszą literaturą krąży widmo realizmu. Widmo, bo z nawoływań – zaproszeń, zachęt i popędzań – wyłania się kilka zupełnie różnych projektów, które rozmywają kontury zjawiska. Widmowość pogłębiają też ci krytycy, którzy stwierdzają, że realizm – a więc poetyka XIX-wieczna – może pojawić się w dzisiejszej prozie albo jako stylizacja, albo jako fantom, jako naiwny i bezsilny pozór literatury.
Pomimo wielości koncepcji stanowiska w tym sporze dają się z grubsza podzielić na dwa. Pierwsze – nazwijmy je tradycjonalistycznym – reprezentują krytycy, którzy uważają, że przedstawianie świata jest nieprzedawnionym i najważniejszym zadaniem literatury. Taki wymóg formułowali wcale liczni pisarze i krytycy w ostatnim czasie: Gustaw Herling-Grudziński, Tadeusz Nyczek, Tomasz Burek, Janusz Sławiński (w cyklu rozmów z Maciejem Nowickim opatrzonych znamiennym tytułem „Nasz świat nie przedstawiony” prowadzonych na łamach „Życia”), Kazimierz Orłoś, Piotr Siemion, Kazimierz Koźniewski.
Polityka
51.2000
(2276) z dnia 16.12.2000;
Kultura;
s. 53