Archiwum Polityki

Grab zagrabione

Wspierani przez rząd napastnicy zajęli już ponad tysiąc spośród czterech i pół tysiąca farm w Zimbabwe. Zamordowali dwóch białych farmerów. Zgwałcili zbiorowo kilka białych kobiet. Ale wbrew pozorom nie chodzi o nienawiść rasową, lecz o władzę. Autokratyczny Robert Mugabe, od 20 lat prezydent, gotów jest pchnąć swój kraj w otchłań, byle rządzić. Zagrożony przez coraz silniejszą opozycję wybrał białych na kozła ofiarnego.

Zimbabwe miało być inne. Inne niż reszta państw Afryki, którym niepodległość przyniosła pogorszenie standardu życia bądź zwyczajną nędzę, wojny domowe, rządy paranoików. Przywódcy walki z białym reżimem Iana Smitha mieli dużo czasu na obserwowanie błędów sąsiadów, którzy dochodzili do władzy na przełomie lat 50. i 60. Widzieli, jak jeszcze w 1976 r. Mozambik i Angola pozbywały się swej białej ludności, pogrążając się w konsekwencji w gospodarczą katastrofę.

Kiedy więc dokładnie 20 lat temu dawna biała Rodezja stawała się czarnym Zimbabwe, świat patrzył z optymizmem. Robert Mugabe głosił hasła pojednania i wspólnego rozwijania kraju. Wprawdzie dwie trzecie białych mieszkańców opuściło kraj, ale pozostali wiedli normalnie swe życie i interesy. Na początku wszystko szło dobrze (o ile zignorujemy masakry dokonane na mniejszościowym ludzie Ndebele przez wojska rządowe): kraj rozwijał się szybciej niż za rządów białych (skończyła się wszak wojna i zniesiono międzynarodowe sankcje wprowadzone jeszcze w 1965 r.), poszerzono dostęp do edukacji i służby zdrowia. Jednak po 20 latach bilans jest jednoznaczny. Dochód na głowę jest trzy razy niższy niż pod koniec rządów białych. Szerzy się rozpasana korupcja. Zaczyna brakować benzyny, energii i podstawowych leków w szpitalach. Staje produkcja w fabrykach. Kraj powoli ogłasza stan bankructwa.

Na dobre nerwy puściły Mugabe po lutowym referendum. Zapytał o poszerzenie swej władzy i konfiskatę farm białych bez odszkodowań. Po raz pierwszy przegrał. A to za sprawą niewiele wcześniej powstałego opozycyjnego Ruchu na rzecz Demokratycznej Zmiany (MDC). Prezydent nagle zdał sobie sprawę, że jego rządząca partia ZANU-PF (147 posłów na 150 miejsc) może przegrać zapowiedziane na późną wiosnę wybory. Tak więc kilka dni po referendum zaczęły się najazdy i okupacje farm.

Polityka 18.2000 (2243) z dnia 29.04.2000; Wydarzenia; s. 18
Reklama