„Obejrzyj talk-show, przekonasz się, że twoje życie nie jest złe. Fakt, że inni mają gorzej, na pewno pocieszy cię”. Tralalala – podśpiewuje sobie telewidz słuchając słów piosenki Jerry’ego Springera. Jerry Springer, były burmistrz Cincinnati, jest jednym z wielkiej amerykańskiej piątki gwiazd talk-show i sam przyznaje, że „ma władzę większą niż niejeden polityk”. Rząd dusz objął dzięki bezlitosnemu graniu na emocjach. Podczas swoich występów nie tylko prowadzi dyskusje np. na temat zdrady, ale ze słowami: „Oto mężczyzna, z którym zdradza cię żona” wprowadza kochanka do studia i przedstawia zaskoczonemu mężowi. W jego programie dochodzi do kłótni, a niekiedy nawet rękoczynów. Jerry Springer filozoficznie wówczas oświadcza: „Najlepiej niech wszyscy porzucą wszystkich”.
Tam gdzie pojawia się wolność słowa, tam pojawia się talk-show – twierdzą teoretycy telewizji. Swobodna rozmowa, bez żadnych tabu i cenzurowania wypowiadanych myśli, jest podstawą tego gatunku. W Polsce nie mamy jeszcze talk-show tak śmiało atakujących uczucia widzów jak programy Jerry’ego Springera, Oprah Winfrey, Jay Leno lub Montela Williamsa (działającego pod hasłem: łączymy pary). Program każdego z nich tworzy triada: osobowość prowadzącego, goście i publiczność. Mimo pozornej prostoty talk-show jest gatunkiem niesłychanie trudnym, bo wymagającym idealnego zgrania wszystkich trzech składników. Twórcy naszych krajowych talk-show mają jednak problemy z każdym z nich.
Słuchać i pytać
Osoba prowadząca talk-show musi wykazywać się określonymi cechami, bo to ona tworzy jego klimat. Powinna być ciepła, sympatyczna, empatyczna, ciekawa, umiejąca słuchać i zadawać pytania, powinna też być dowcipna i błyskotliwa.