Archiwum Polityki

Serbia: do czterech razy sztuka?

Serbowie po raz trzeci w tym roku wybierali prezydenta kraju. Poprzednio, we wrześniu i październiku, pierwsza tura nie przyniosła rozstrzygnięcia, a drugą unieważniono z powodu niskiej frekwencji. Zgodnie z ordynacją powinna ona wynosić ponad 50 proc.

Pod naciskiem polityków zmieniono wprawdzie ordynację wyborczą, ale pierwsza tura odbywa się nadal według starych zasad, czyli wymagana jest ponad 50-proc. frekwencja.

Do powtórki stanęli teraz trzej kandydaci: urzędujący prezydent Jugosławii Vojislav Kosztunica, lider Demokratycznej Partii Serbii – umiarkowany nacjonalista, jak siebie określił, popierany przez część proreformatorsko zorientowanych wyborców; Vojislav Szeszelj, faszyzujący nacjonalista, któremu list ze swym poparciem przysłał sądzony w Hadze były dyktator Slobodan Miloszević, oraz Borislav Pelević, lider prawicowej, nacjonalistycznej Partii Jedności Serbii, założonej przez zbrodniarza wojennego Arkana.

Kosztunica otrzymał wprawdzie największe poparcie, 58 proc. głosów, ale i tym razem frekwencja okazała się zbyt niska, zaledwie 45 proc. Wybory są więc nieważne. Serbowie zniechęceni zbyt wolnymi efektami reform, zmęczeni codziennymi trudnościami, bezrobociem i biedą, wreszcie także zdegustowani wojną trwającą między wczorajszymi sojusznikami w obalaniu Miloszevicia – prezydentem Kosztunicą i premierem Zoranem Dzindziciem, zostali w domach. Serbii grozi pogłębiający się kryzys polityczny i kłopoty gospodarcze. Z końcem roku przestaje istnieć Jugosławia, zastąpi ją Serbia i Czarnogóra. Ten nowy rozdział Serbia rozpocznie bez wybranego demokratycznie szefa państwa. 5 stycznia 2003 r., kiedy wygaśnie mandat dotychczasowego prezydenta Milana Milutinovicia (o którego upomina się od dawna Trybunał w Hadze), obowiązki szefa państwa obejmie przewodnicząca parlamentu Natasza Miczić.

Polityka 50.2002 (2380) z dnia 14.12.2002; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 14
Reklama