Azadeh od tygodnia siedzi na walizkach. Ma nieporządek w pokoju, ale w jej sytuacji to zrozumiałe – cały swój dobytek musi dokładnie przejrzeć, bo lada dzień przeniesie się do innego miasta i zamieszka z nowymi przyjaciółmi. Dla niej to kolejny krok ku normalności. Do spakowania pozostało już niewiele: kosmetyczka, kilka par butów i duńskie wydanie „Bajek” Hansa Christiana Andersena, z którymi nie rozstaje się od najmłodszych lat.
Dwudziestoletnia Dunka irackiego pochodzenia najbardziej lubi bajkę o brzydkim kaczątku: – Gdy jako siedmioletnie dziecko trafiłam do Dani z rodzicami, nie mogłam dostać do nauki czytania nic lepszego. Po latach okazało się, że też jestem takim odtrąconym stworzeniem, zdeptanym przez chorobę, które musi uwierzyć w siebie i odmienić swój los.
Zasiłek dla duszy
Azadeh od sześciu lat żyje z piętnem schizofrenii. Po rozwodzie rodziców na dziewczynę spadł trud opieki nad cierpiącą na zanik mięśni matką. To nie pozwoliło jej się kształcić i wpędziło w samotność. Psychiatrzy napisali w jej papierach: „załamanie linii życia”. Trafiła do szpitala, gdzie goliła do skóry głowę, zamykała się w szafie. Szpital śni jej się jeszcze po nocach. Dzięki dr Annie Serafin, lekarce z Polski, po zakończonej terapii znalazła się w młodzieżowym hostelu położonym godzinę drogi od Kopenhagi, w którym z dala od rodzinnych problemów i przygnębiającej atmosfery zamkniętego oddziału mogła wrócić do nauki, podjąć pracę w charakterze pomocy medycznej i spokojnie pomyśleć o przyszłości.
Bez tej rehabilitacji powrót Azadeh do normalnego świata trwałby znacznie dłużej, jeśli w ogóle byłby możliwy. – Nie ma w tym żadnego cudu, że ta dziewczyna wyszła z choroby – mówi Lona Vick, która podobną placówkę prowadzi w Kopenhadze od 16 lat.