Doszło do wielkiej awantury wokół Parku Narodowego w Białowieży. Zdecydowano bowiem powiększyć go wielokrotnie, przy ostrym sprzeciwie ludności i władzy miejscowej. W efekcie przybyły do Białowieży minister został wygwizdany i obrzucony jajkami.
Piękna jest idea powiększenia Parku Białowieskiego. I piękny jest pomysł, aby przekształcić strukturę życia społeczno-zawodowego ludności miejscowych gmin, tak aby pchnąć ją ku innym niż las źródłom dochodu. „Chcemy doprowadzić do tego, aby zdrowa przyroda, czyste środowisko naturalne było stymulatorem rozwoju regionalnego” – mówi minister Jan Szyszko. Zaś rzecznik ministerstwa dodaje: „Szansą dla rejonu Puszczy Białowieskiej... jest rozwój turystyki, agroturystyki, a także rolnictwa ekologicznego. Paradoksalnie lata opóźnień cywilizacyjnych wobec Zachodu mogą być elementem polskiej szansy w zjednoczonej Europie”. To ostatnie zdanie mogłoby pochodzić od Gombrowicza.
Utopią nazywa leksykon Larousse’a projekt, którego urzeczywistnienie jest niemożliwe, a koncepcja istnieje tylko w wyobraźni; utopizmem jest skłonność jednostki czy grupy społecznej do konstruowania wizji świata doskonałego. Do utopii należy też wiara ludzi zza warszawskich biurek ministerialnych, że za pomocą kilkudziesięciu milionów złotych (plus ew. dobrowolne datki na ten cel na specjalne konto Białowieża Forest w Banku Ochrony Środowiska SA) przekształci się szybko i sprawnie społeczność tego zakątka kraju. Regionu o najniższych wskaźnikach dochodu narodowego, edukacji, uczestnictwa kulturalnego, promocji talentów, technologii rolnictwa, przemysłu, handlu, komunikacji, warunków mieszkaniowych, stanu higieny. Że już wkrótce powstanie tam archipelag małych, świetnie na siebie zarabiających kurortów „agroturystycznych” i producentów ekożywności.