Gdyby znienacka komuś przyszło do głowy zaskakujące pytanie: Co mianowicie zostało z niegdysiejszego tygodnika „Życie Literackie”? – na dzień dzisiejszy odpowiedź ma prostą: niewątpliwie z tej gazety została, przetrwała próbę czasu, a nawet z oczywistych powodów weszła (wchodzi) do Panteonu wydana właśnie przez Wydawnictwo Literackie „Poczta literacka” Wisławy Szymborskiej.
„Życie Literackie” to było pismo za starej Polski wydawane w Krakowie, w odległości mniej więcej trzystu metrów od „Tygodnika Powszechnego”. Przez dziesięciolecia redaktorem naczelnym był Władysław Machejek, włościański komunista spod Miechowa – postać, która do dziś budzi moje wzruszenie. (Tak jest, z „Życia Literackiego” zostały też anegdoty o Machejku, jest to jednak idący w bezpowrotne zapomnienie przekaz oralny, klasyczną anegdotę o tym, jak strudzonego Machejka odwoził do domu pewien niezwykle uprzejmy sierżant Milicji Obywatelskiej i potem dalej pili razem – opowiadam na życzenie). Pismo miewało – delikatnie mówiąc – rozmaite upadki, miewało też jednak niezaprzeczalne okresy świetności, bywało, że często gęsto zdobiły jego łamy pierwsze nazwiska, od Wyki zaczynając na Wojaczku kończąc. Na ostatniej stronie była rubryka, którą niektórzy czytelnicy uważali za satyryczną, znaczna jednak większość za bardzo poważną, co mówię: bardzo poważną, trzeba powiedzieć: śmiertelnie poważną, tak jest, dla wielu była to rubryka życia i śmierci. Rubryka nazywała się „Poczta literacka”, a polegała na tym, że Wisława Szymborska i Włodzimierz Maciąg pospołu, choć na przemian i anonimowo, oceniali tam nadesłane teksty i odpowiadali złaknionym druku grafomanom.