Co by się stało, gdyby Tommy Suharto został przyłapany na zwykłej kradzieży motoru – i nie był bogatym synem wszechpotężnego do niedawna prezydenta? Od kilku miesięcy na ulicach Dżakarty i innych wielkich miast ludzie sami wymierzają sprawiedliwość drobnym złodziejom, kieszonkowcom i rabusiom. Tłum rozbiera ich do naga i urządza lincz, nierzadkie są przypadki palenia żywcem! Tylko chore społeczeństwo może reagować w ten sposób – tłumaczą specjaliści od psychologii społecznej. Inni uważają, że to naturalny wyraz frustracji państwowym wymiarem sprawiedliwości. I jedni, i drudzy mają rację. Weźmy sprawę młodego Suharto skazanego po licznych korowodach prawnych na półtora roku więzienia za sprzeniewierzenie ponad miliarda dolarów. Nie spieszono się z jego uwięzieniem, bo liczono na procedurę odwoławczą, a ostatecznie na łaskę prezydenta. Kiedy prezydent Wahid nie skorzystał z prawa łaski, władze penitencjarne zaczęły szykować specjalną celę dla Tommiego w więzieniu w Cipinang. Kiedy ma się pieniądze, można za nie kupić nadzwyczajne traktowanie, a nawet liczne przepustki na wolność. Co więcej, ten dziwny kandydat na więźnia spotkał się z prezydentem w jednym ze stołecznych hoteli. Ciekawe, co mieli sobie do powiedzenia?