Są poeci, których bez trudu można sobie wyobrazić w każdej codziennej sytuacji: robią zakupy w sklepie mięsnym, piją wódkę w przypadkowym towarzystwie, słuchają podrzędnej muzyki. Do pana ten obraz nie przystaje. W wierszu „Autoportret”, z ostatniego tomu pt. „Pragnienie”, przedstawia się pan jako miłośnik kilku płyt z muzyką klasyczną, czytelnik filozofów, człowiek oddany rodzinie, wierny wypróbowanym przyjaciołom, z którymi spotyka się regularnie w ustalonym wcześniej terminie. Czy ze swojej wysokiej wieży dobrze widzi pan świat?
Ale w tym wierszu mówię też o tym, że jeżdżę na rowerze, że chodzę na spacery. Wódki rzeczywiście w przypadkowym towarzystwie nie pijam, ale na ogół uważa się, że to nie jest dla poety niezbędne. Wiersz nigdy nie mówi całej prawdy o życiu, dlatego że jest wyborem. Autoportret jest gatunkiem najmniej realistycznym. Nigdy nie widzimy siebie takimi, jakimi jesteśmy w rzeczywistości.
Ale znaczący jest wybór, którego się dokonuje tworząc autoportret.
Ten wiersz jest próbą połączenia wymiaru wysokiego, na który składa się muzyka klasyczna, poezja i który jest bardzo ważny w moim życiu – z konkretem. Ktoś, kto pisze wiersze, nie powinien się wstydzić tego, że pasjonują go rzeczy z zakresu życia duchowego. Ale oczywiście nie jestem skamieliną, jestem współczesny. I dlatego w „Autoportrecie” chciałem, trochę bezwiednie, bo nigdy nie jest tak przecież, że ma się w głowie dokładny projekt wiersza, połączyć duchowość z codziennością.
Być może taka interpretacja narzuciła mi się pod wpływem ogłoszonego przez pana w „Zeszytach Literackich” eseju, w którym nawoływał pan do uprawiania poezji wysokiej. Swoje wezwanie wprowadził pan w życie w tomie „W cudzym pięknie” i w mniejszym stopniu również w „Pragnieniu”.