Ewa Guła, doradca zawodowy Górniczej Agencji Pracy w kopalni Pokój w Rudzie Śląskiej, zadzwoniła do byłego górnika, że ma dla niego miejsce na kursie operatorów wózków widłowych. – Niech pani raczej dla mnie coś znajdzie, bo ten pieron zabrał wszystkie pieniądze z odprawy i uciekł za granicę – usłyszała od zrozpaczonej żony.
Kilkadziesiąt tysięcy złotych w kieszeni to dużo w dniu rozstania z kopalnią. Można kupić samochód, zabawić się; żyć, jak się patrzy. – Po kilku miesiącach ludzie przychodzą i płaczą, że zrobili głupstwo i teraz brakuje im na chleb – mówi Ewa Guła. – I często nie wiedzą, co dalej mają robić?
O odprawionych górnikach w każdej kopalni krążą legendy. Jedni przez tydzień nie wychodzili z agencji towarzyskich, inni puścili wszystko w kasynach, taksówkami kazali się wozić do najdroższych hoteli, kelnerom przyklejali 200-złotówki, roztrwonili odprawy na Wyspach Kanaryjskich, żony zapełniły szafy modnymi ciuchami...
Agencja ma pomagać górnikom w zmianie zawodu i wyszukaniu pracy: – Jest coraz trudniej – ocenia Bogusława Żmuda, doradca w kopalni Polska-Wirek w Rudzie Śląskiej. – Okazuje się, że sporo górników ma tylko osiem klas. Nie mogą znaleźć pracy nawet jako pomocnicy murarzy, a o dokształcaniu nie chcą słyszeć.
Pracownicy agencji dzwonią po firmach i proponują: jeśli zatrudnią górnika, to przez dwa lata będą mieli zrefundowaną składkę ZUS, a jeśli wezmą kilku, to mogą starać się o pożyczkę 100 tys. euro (na 6 proc.) z funduszy PHARE. – Takie zachęty, a szef dużej firmy transportowej na Śląsku zrugał mnie, że ma gdzieś pomoc, bo on już jako podatnik dokłada do kopalń i nie ma zamiaru więcej pomagać górnikom – żali się Guła.