Krystyna B. zauważyła, że jej nowo urodzony syn źle się rozwijał i chorował bez wyraźnej przyczyny. Został przebadany na wszystkie strony. Wciąż jednak chorował. Wreszcie, wyczerpawszy diagnostykę do dna, zrobiono mu dla porządku test na wirusa HIV. Wykryto przeciwciała. Krystyna B. karmiła dziecko piersią. Mleko matki może być źródłem zakażenia. Nie wiedziała, że jest nosicielką wirusa. Przeżyła szok. Mąż podejrzewa ją o zdradę.
Syn Krystyny – już leczony – nie sprawia wrażenia chorego, jest w dobrej formie. Tak może być przez wiele lat. Nie wiadomo jak długo. Brak w tym względzie doświadczenia – dzieci urodzone z HIV na świecie nie doszły jeszcze do wieku dorosłego.
Krystyna B. będzie wychowywać syna do śmierci swojej albo jego. Śmierć powoli się oswaja, staje się groźbą zbyt daleką, aby jej się bać na co dzień. Straszne jest coś innego: jak Krystyna, szanowana nauczycielka, w małym mazurskim miasteczku ma powiedzieć swemu dziecku, że jego rodzice zarazili je śmiertelną chorobą? Kiedy to zrobić? A on przecież musi o tym wiedzieć.
W Polsce najdłużej żyje Anetka. Znaleźli ją w parku półżywą policjanci. Jej matka nie nadawała się już do niczego, nawet do życia. Anetkę umieszczono w szpitalu. Kiedy się okazało, że ma HIV, szpital odskoczył od niej w panice. Pielęgniarki, które przynosiły jej jedzenie, były ubrane jak do lotu na księżyc. To działo się w czasach, kiedy rodzina chorego na AIDS po jego śmierci spaliła łóżko z pościelą i wytłukła wszystkie naczynia. Nie było bowiem wiadomo, z których on jadł.
O Anetce dowiedział się Kotański. Przywiózł ją ze Śląska do swego domu. Znalazł dziewczynę – mądrą, piękną, wykształconą i normalną, która bez rękawic do łokcia i butów do łowienia ryb zabrała ją do siebie. Narzeczony dziewczyny zarabiał za granicą na ich przyszłe mieszkanie.