Archiwum Polityki

Komentarz do komentarza

Metropolitan Museum. Typek z Teksasu przystaje przed obrazem Picassa.
– Co to jest? – krzyczy.
– Jak to co – spieszy z wyjaśnieniem młody w okularach. – Milion dolarów, kolego!

Podobna scena nie mogłaby się rozegrać, gdyby oni w tej Ameryce mieli przynajmniej ministra kultury. Wybór ministra łatwiejszy niż prezydenta. A ileż z tego korzyści, aż głowa puchnie od nadmiaru. Kiedy biedak chce się pokazać, wiadomo: je żur z marcepanem. Kiedy minister pragnie zaistnieć, wiadomo: wydaje dyspozycje. Wszyscy o tym pisali, lecz nadal nie przestaję myśleć o ministerialnej inicjatywie, aby coś, co jest sztuką bądź za taką uchodzi – opatrywać komentarzami. Żeby nikt sobie nie wyobrażał, że wie lepiej, jaki jest sens tego, co ogląda. Proszę przymknąć oczy i na chwilę przenieść się do muzealnych sal. Nadchodzi wycieczka młodzieży szkolnej. Przed nią pastel Wyspiańskiego „Macierzyństwo”. Małolaty postmodernistycznie chichoczą. Wtedy z głośnika odzywa się głos lektora czytającego komentarz:

Pierś nie służy do swawoli.
To nie seks, wymysł szatański.
W macierzyńskiej godnej roli
Pierś obsadził S. Wyspiański...
Obraz ten miej pod powieką.
Gdy zobaczysz pierś – pij mleko!

Wycieczka człapie dalej. Pójdźcie, o dziatki! – zachęca pani nauczycielka. Nie musi zresztą zachęcać. Każde dziecko zna płótno Matejki. Komentarz zbędny. Ale tylko pozornie. Z głośnika płynie głos:

Co to? – Bitwa pod Grunwaldem.
Wyszliśmy z dodatnim saldem:
Krzyżak nasz sojusznik w NATO.
Mistrzu Janie, dzięki za to!

Po Matejce przychodzi kolej na Kossaka. Nieistotne – Wojciecha czy Juliusza. Istotne natomiast wyjaśnienie; frywolna sytuacja może komuś fatalnie się kojarzyć.

Polityka 50.2000 (2275) z dnia 09.12.2000; Groński; s. 110
Reklama