Od ponad roku olsztyńskich kapitalistów umieścili na celowniku zorganizowani gangsterzy – porywają biznesmenów dla okupu. Bandyci, rzecz jasna, nie prowadzą walki klasowej z pobudek ideowych. Chodzi im o łatwy grosz. I faktycznie, zarabiają lekko, łatwo i przyjemnie, bo w Olsztynie porwać człowieka to prostsza sprawa niż ukraść komuś portfel, a nawet auto.
– Jesteśmy bezradni, policja praktycznie nic nie robi dla poprawy bezpieczeństwa, porywacze są całkiem bezkarni – twierdzą członkowie olsztyńskiego BCC. W mieście zapanowała psychoza strachu. – Skończyło się życie towarzyskie, wieczorami biznesmeni siedzą w domach, pilnują dzieci i żon – mówi olsztyński restaurator Jacek Kicerman.
Ludzie biznesu z pistoletami w kaburach – taki styl ostatnio zapanował w tym mieście.
Polityka
49.2000
(2274) z dnia 02.12.2000;
Kraj;
s. 28