Już tylko najbardziej betonowi przeciwnicy obcych inwestycji negują dzisiaj ich dobry wpływ na tempo wzrostu polskiej gospodarki, modernizację technologiczną i podniesienie konkurencyjności. Bez obcych pieniędzy o doganianiu bogatego świata moglibyśmy wyłącznie pomarzyć. Nie ma jednak nic za darmo. Bezdyskusyjnym korzyściom towarzyszą zagrożenia i to nie tylko tak spektakularne jak w przypadku Daewoo.
Od samego początku kontrowersje wokół inwestorów zagranicznych wywoływały przyznawane im ulgi podatkowe. Przepisy obowiązujące od końca lat 80. do połowy 90. przewidywały trzyletnie wakacje podatkowe dla wszystkich spółek z kapitałem zagranicznym oraz możliwość wynegocjowania następnych trzech lat zwolnienia po obietnicy spełnienia określonych warunków. W 1993 r. ustawodawca zdecydował, że z przywilejów tych korzystać będą mogły firmy, które podejmą działalność przed końcem marca 1994 r., co oznacza, iż te, które wytargowały maksymalne sześcioletnie wakacje, nie płaciły podatków do marca bieżącego roku.
Z tegorocznej listy „Polityki” 500 największych firm wynika, że jeszcze w ubiegłym roku z podatku dochodowego zwolnieni byli m.in. tacy potentaci jak Procter and Gamble, International Paper Company czy Fiat. Nowelizacja ustawy w 1996 r. odebrała obcym inwestorom te szczególne przywileje, prawo daje im jednak nadal możliwość ubiegania się o podatkowe ulgi na równi z firmami krajowymi. Nie ulega kwestii, że potężne zachodnie koncerny, często wspierane dyskretnie przez własne rządy, mają wyjątkowo dużą siłę przebicia w negocjacjach dotyczących podatków. Atmosferę wokół zagranicznych inwestycji od początku podgrzewały nie tylko udzielane im przywileje, ale i fakt, że do dzisiaj są one owiane mgłą tajemnicy.