Archiwum Polityki

„Korczak nie wziąłby tej posady”

Mitem jest to, że rzecznikiem praw dziecka musi być prawnik, jak to sugeruje Marek Andrzejewski (POLITYKA 42). Pierwszym dziecięcym rzecznikiem na świecie był norweski pediatra. Prawnicy do dziś nie wiedzą, co tak naprawdę znaczy „dobro dziecka”, zaś to co z terminem tym wyczyniają (np. w sądach), wielekroć potwierdza opinię, iż jest to „kategoria, w której zmieści się każda dziecięca krzywda”.

Nie jest prawdą, że „wszyscy dotychczasowi rzecznicy praw obywatelskich w swej działalności bardzo aktywnie bronili praw dzieci”. Na początku robili to incydentalnie. Zważywszy ogromną, blisko kilkunastomilionową liczbę dzieci i to, że stanowią one najszerzej i najdotkliwiej represjonowaną grupę społeczną w Polsce, ilość dziecięcych spraw, którymi zajmował i zajmuje się rzecznik praw obywatelskich, jest mała, chyba nawet znikoma.

Już choćby dlatego mało znaczącym argumentem przeciw istnieniu rzecznika praw dziecka jest to, że istnieje rzecznik praw obywatelskich. Zresztą instytucje dziecięcego rzecznika oraz pokrewne od dziesiątków lat w wielu krajach istnieją obok instytucji, których odpowiednikiem jest rzecznik praw obywatelskich. Więc może nie spieszmy się z tym pogrzebem.

Marek Andrzejewski zauważył, że dziecięcy rzecznik nie podobał się prawicy ani lewicy. Tylko nie dodał, że konstytucję ze stosownym zapisem uchwaliło Zgromadzenie Narodowe, projekt ustawy o rzeczniku praw dziecka wniósł prawicowy rząd i bronili go prawicowi posłowie. A lewica zabiegała nawet o projekt własny. To kto, u diabła, wszystko to uchwalił? (...)

Nie jestem intelektualistą i nie będę owijać w bawełnę: podobnie jak wielu ludzi w Polsce nie znam nikogo, kto by się lepiej nadawał na dziecięcego rzecznika niż Maria Łopatkowa.

Polityka 49.2000 (2274) z dnia 02.12.2000; Listy; s. 80
Reklama