Konflikt, jaki na początku tego roku dotknął EkoFundusz, instytucję zasilaną pieniędzmi pochodzącymi z długów darowanych Polsce przez niektóre rządy zachodnie, jest co prawda konfliktem pierwszym w jego siedmioletniej historii, ale za to od razu międzynarodowym. Kiedy na posiedzeniu rady EkoFunduszu rozpoczęło się głosowanie w sprawie kupna za cztery miliony dolarów nowej siedziby przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, przedstawiciel Francji wstał i na znak protestu opuścił salę.
Przedstawicielowi Francji najwidoczniej nie mieściło się w głowie, że urzędnicy polskiej instytucji dysponującej w końcu pieniędzmi darowanymi przez inne państwa na ochronę środowiska mogą tyle pieniędzy przeznaczyć na własne lokum. Co wspólnego ze statutową działalnością Funduszu ma wydawanie majątku na wyłożony marmurami pięciopiętrowy pałac w środku Warszawy, zapytywał. Dał przy tym do zrozumienia, że utopione w luksusowej nieruchomości cztery miliony powinny nieść ulgę środowisku naturalnemu, a nie dwudziestu kilku urzędnikom EkoFunduszu.
Polityka
10.2000
(2235) z dnia 04.03.2000;
Kraj;
s. 24