W Raporcie o pornografii (POLITYKA 5) zauważyłem poważne niedomówienia, półprawdy, a nawet manipulacje w kwestii pornografii. Po pierwsze nie jest prawdą stwierdzenie: „Naukowcy i prawnicy zastrzegają jednak, że wszelkie takie definicje (pornografii) są nieostre, że na dobrą sprawę prawnokarnej definicji nie ma”. (...) Autor skoncentrował się jedynie na nurcie subiektywno-moralnym, który rzeczywiście akcentuje bardziej intencję twórcy oraz subiektywny odbiór potencjalnego odbiorcy pornograficznych treści. We Włoszech, Austrii, Niemczech, Francji, Holandii, Belgii jak i w Kanadzie oraz w niektórych stanach USA istnieje drugi bardziej rozbudowany nurt definicji pornografii, określany jako nurt obiektywno-pragmatyczny. Akcentuje on obiektywne treści niezależne od woli czy intencji twórcy. Istnieje chociażby na gruncie prawa kanadyjskiego i amerykańskiego teoria anatomiczna, która za kryterium orzekającym o pornograficznym charakterze dzieła uznaje prezentacje otwartych aktów seksualnych, prezentacje ludzkich organów płciowych. Ponadto w licznych amerykańskich raportach za pornograficzne uznaje się takie ujęcia, gdzie widoczne są: okolice łonowe dorosłego człowieka, genitalia męskie, pośladki, piersi kobiece, a także każdy wizerunek i przedmiot, który w całości lub w większej części odzwierciedla stosunek seksualny, masturbację, sodomię, bezpośrednią ekscytację nagich organów płciowych, tortury i biczowanie o charakterze seksualnym. Myślę, że powyższe elementy treściowe są dość ostre i ich obiektywność jest wystarczająca, by bez problemu móc stwierdzić, co pornografią jest, a co nią rzeczywiście nie jest.
Po drugie, mam zastrzeżenie do zdania: „Oferta tego przemysłu pornograficznego rozwija się tak szybko, że w wielu krajach świata zachodniego konieczna stała się liberalizacja nie przystających do rzeczywistości przepisów prawnych”.