Archiwum Polityki

Kabareciarze 2000

Najciekawsze jest zawsze to, co następuje później. Kiedy gasną światła reflektorów, techniczni wyłączają mikrofony. Podobno po dłuższej rozmowie w studio, dziennikarka zagadnęła polityka:
– Dlaczego pan tyle kłamie?
– A dlaczego pani tyle pyta? – odparł.

Tym razem nie będzie o politykach, lecz o kabarecie. Cokolwiek później. To znaczy po zmianie ustroju i wystroju umysłowego publiczności, po likwidacji cenzury. Zastąpionej przez nie mniej czujne ośrodki towarzyskie, przyjacielskie układy, autentyczne, bądź wymuszone sympatie. Nadarzyła się okazja, by przyjrzeć się kabaretowej codzienności: w Warszawie odbył się I Ogólnopolski Festiwal Sztuki Estradowej. Dziecko poczęte przez ZASP, odchowane i wykołysane przez Alinę Janowską, przewodniczącą festiwalowego jury. Trudno o lepszą kandydaturę. To przecież jeszcze tak niedawno, to znaczy tak dawno wbiegała jako Jenny Korsarka. Uprzedzając widzów: „O dwudziestej trzeciej dwadzieścia pięć wpadają moi chłopcy. Wprost z maratonu filmowego. W zębach – bilety kinowe. Alibi dla milicji...” Maratony filmowe, bilet do kina świadczący, że jest się inteligentem – rzewna to przeszłość, nieobecny krajobraz. Nic dla kabaretu rejestrującego aktualności, przejawy życia. Ale czy sam kabaret żyje? Trochę z tym tak, jak z bohaterem dowcipu:
– Słyszałeś? Rabinowicz umarł. Nie wiesz, co mu się stało?
– Nie mam pojęcia. To w ogóle jakaś tajemnicza sprawa. Najpierw nikt nie wiedział, że on żyje. Teraz nikt nie wie, że umarł.

Pierwszy wniosek, po obejrzeniu festiwalowych atrakcji: kabaret, proszę państwa, żyje. Ocknął się z letargu. Jest inny: mniej zajmuje się doraźnym komentowaniem wydarzeń z gabinetów władzy.

Polityka 10.2000 (2235) z dnia 04.03.2000; Groński; s. 93
Reklama