Archiwum Polityki

Polish Beauty

„Takiego pięknego syna urodziłam”, film dokumentalny, TVP 1

W cyklu Czas na dokument obejrzeliśmy film „Takiego pięknego syna urodziłam” Marcina Koszałki porównywalny klasą z „American Beauty” Sama Mendesa, które to dzieło jest potencjalnym kandydatem do Oscara. Wspólnota obu obrazów polega nie tylko na wyborze tematu, ale przede wszystkim na ostrości spojrzenia na zwykłe życie i groteskowej bezradności ludzi, którzy się w nim miotają. Fabularzystę Mendesa i dokumentalistę Koszałkę dzieli właściwie wszystko: forma filmu, kontynent, doświadczenia życiowe. Łączy ta sama wrażliwość artystyczna i ludzka. Ba, jeden z głównych bohaterów „American Beauty” nie rozstaje się z kamerą i nieustannie filmuje rodziców, bliskie mu osoby, sąsiadów. Koszałka nie tworzy ani nie szuka takiego bohatera, a sam się na niego kreuje. Jego film to półgodzinna impresja na temat życia rodzinnego. Jej niezwykłość polega na tym, że twórca filmu rejestrował kamerą to, co dzieje się w jego własnym domu. Idea uczynienia z podglądactwa sztuki, która z takim sukcesem rozwija się w Holandii, dotarła do nas w postaci wysublimowanej. Koszałka podgląda bowiem nie innych ludzi, ale samego siebie i swoich własnych rodziców. Bez żadnej litości i z komicznym dystansem patrzy okiem kamery na wszystkie trzy osoby dramatu, czyli 2+1.

Marcin K. ma 27 lat, długi (w których spłacie pomaga mu ojciec), czterokrotnie porzucane różne fakultety, teraz studiuje na wydziale operatorskim, ale chodzi też do kawiarni i na dziewczyny, zabiera ojcu samochód i zbiera mandaty, popija, wraca do domu po nocach. Potem półnago leży na kanapie i przygląda się życiu rodzinnemu. Jego matka mówi do niego wprost: „Szuka sensacji we własnym domu, miernota. Wyobraźni nie ma jak ojciec”.

Rodzice Marcina Koszałki to polski standard: niebogaci, przyzwoici, znużeni, którzy nie osiągnęli w życiu ani pieniędzy, ani wielkich sukcesów zawodowych.

Polityka 9.2000 (2234) z dnia 26.02.2000; Tele Wizje; s. 103
Reklama