Archiwum Polityki

Bulwar na Powiślu

[dla mało wymagających]

„Leibniz powiada, że wszystko jest dobre na tym najlepszym ze światów. Zdaje się, że nie widział mojej teściowej”. Tak z grubsza biorąc wygląda szampański poziom dowcipu sztuki Erica-Emmanuela Schmitta, zyskującego sławę francuskiego dramatopisarza. „Libertyn” Schmitta to bulwarowa błahostka: rzecz o Diderocie, któremu pisanie haseł do encyklopedii przerywa nieustannie natrętny wianuszek wielbicielek. O moralności mądrzy się cynik i bawidamek – odkrywa Francuz. Też mi odkrycie! Łopatologia nie drażniłaby może tak bardzo, gdyby ją podać lekko i koronkowo – niestety w spektaklu Wojciecha Adamczyka w Ateneum dominuje humor ciężkawy: przewracanie oczami, sztucznie modulowany głos i żarty podkreślane już nie wężykiem, jak niegdyś w Dudku, lecz grubą krechą. Celuje w tym Maria Pakulnis, przesadna w każdym geście i tonie głosu, zaś grający Diderota Leonard Pietraszak zdaje się chwilami wręcz wstydzić przypadających mu witzów i kokieterii niewysokiego lotu. Oczywiście każde przymrużenie oka ze sceny witane jest huraganem śmiechu; czy jednak zły gust widowni usprawiedliwia wszystko? „Libertyn” jest drugą w tym roku wycieczką teatru z bulwarów nadwiślańskich nad Sekwanę. Zdecydowanie wolę poprzednią: skromne, lecz przemyślane widowisko Artura Barcisia i Wojciecha Borkowskiego ułożone z piosenek Edith Piaf. Głos Krystyny Tkacz, indywidualność Katarzyny Groniec, kultura sceniczna całej trójki wykonawczyń (trzecią jest Katarzyna Łochowska-Mazurek) – wszystko to daje ciepły, sympatyczny wieczór. Też rodem z bulwarów. Tyle że bulwar bulwarowi nierówny. (js)

[dla każdego]
[dla koneserów]
[dla najbardziej wytrwałych]
[dla mało wymagających]

Polityka 8.2000 (2233) z dnia 19.02.2000; Kultura; s. 44
Reklama