Graczyk i Gowin wywodzą się ze środowiska skupionego w latach 80. wokół „Tygodnika Powszechnego”. Obaj rozstali się z nim: Graczyk odszedł do „Gazety Wyborczej”, Gowin zaczął pracować w katolickim miesięczniku intelektualnym „Znak”, którym od kilku lat kieruje jako redaktor naczelny. To określa polityczną płaszczyznę przyczyn ich rozejścia. Ale dzieli ich także wyobrażenie o sytuacji wewnętrznej Kościoła i polskiego katolicyzmu. Dali temu wyraz w swych niedawno wydanych książkach.
Książkę Gowina „Kościół w czasach wolności” część środowiska odrzuca jako niedopuszczalny atak na Kościół w Polsce. Graczyka, autora zbioru wcześniej publikowanych tekstów pt. „Polski Kościół, polska demokracja”, atakuje się z kolei za kryptolibertyńską wrogość do Kościoła. A przecież obaj katoliccy publicyści proponują rzetelny namysł zamiast pomówień lub pobożnej retoryki: dlatego ich teksty są ważnym świadectwem intelektualnym i moralnym.
Graczyk: państwo skażone religią
„To, czego lęka się Roman Graczyk, jest ukojeniem dla ks. abpa Józefa Michalika, to, czego lęka się ks. abp Józef Michalik, jest źródłem spokoju dla Romana Graczyka” – napisał w przedmowie do „Polskiego Kościoła, polskiej demokracji” ks. Józef Tischner. Abp Michalik jest przywódcą konserwatywnego skrzydła Episkopatu, które tęskni do katolickiego państwa narodu polskiego. Czego lęka się Graczyk? Już nie tego, że Radio Maryja stanie się głosem polskiego Kościoła, ale tego, czy i w jakim stopniu wyznawcy o. Rydzyka dołączą do „obozu otwarcie integrystycznego”, to znaczy do wrogów wszelkich odmian liberalizmu. „Dziesięć lat Kościoła w wolnej Polsce – pisze Graczyk w swej książce – to niewiele wobec dziejów Kościoła.