Bezwstyd, buta, arogancja naszej klasy (cóż to za klasa? fe!) politycznej rośnie w tempie zastraszającym. Wezwani ostatnio przed oko kamery najwyżej zarabiający przedstawiciele władz samorządowych, administracyjnych, bez mrugnięcia okiem twierdzą, że to im się należy. Dlaczego? Bo ciąży na nich ogromna odpowiedzialność, a wykonywana praca wymaga wysokich kompetencji, wiele czasu. Interesujące byłoby ustalenie, kim są z zawodu i wykształcenia owi niezastępowalni starostowie, marszałkowie sejmików, dyrektorzy kas chorych, prezesi spółek i inni prominenci. Ilu tam Nikodemów D.! Skoro mechanik samochodowy może być ministrem, to wszystko jest możliwe. W tę ogromną odpowiedzialność wierzą chyba tylko oni sami, bo zdaniem zwykłego obywatela jest wprost odwrotnie. Nie ponoszą żadnej odpowiedzialności – czy ktoś odpowiedział za błędne decyzje, złą wolę? (...) Czyżby reforma administracyjna była po to, by stworzyć wiele tysięcy świetnych synekur dla swoich. W Polsce brakuje na wszystko: na szkoły, szpitale, bezpieczeństwo, opiekę, kulturę. Nie brakuje jedynie na wysokie wynagrodzenia dla nowej klasy politycznej, wysokie diety dla posłów, pieniądze na ich biura, dla klubów parlamentarnych itp. Jeśli to nie jest rozdrapywaniem ojczyzny, to co nim jest? (...) Nie chcę źle wieszczyć, ale może w XXI w. przyjdzie nam przekuć powojenne hasło na: „Cały naród żywi swoich polityków”.