Podjęliście ważną dla Polaków próbę wyjaśnienia rozbieżności między wskaźnikami gospodarczymi a powszechnym pesymizmem i narzekaniem (POLITYKA 2). Dorzucam garść własnych spostrzeżeń: przez pół wieku byliśmy karmieni propagandą sukcesu, wobec czego informacje o tym, że jest dobrze, były (i są) oceniane negatywnie, a o tym, że jest źle – aprobująco, pozytywnie. Mamy tendencję do idealizowania przeszłości. Zapomnieliśmy o sklepach za żółtymi firankami dla wybranych. Nie porównujemy się z biedą ukraińską czy białoruską. Korupcja, bezrobocie, waśnie polityczne, kominy płacowe, strzelanina na ulicach oraz połączenie tradycyjnych wad narodowych z pychą przejętą od partyjnych sekretarzy przez współczesnych kolesiów – wszystko to dobrze służy propagandzie klęski.
Bezrobotnej absolwentce studiów rolniczych, która znała biegle dwa języki, oferowałem pracę z wynagrodzeniem 2,5 tys. zł. – Nie po to kończyłam studia, żeby pracować jako sekretarka – odpowiedziała. Opór wobec zmian tkwi w utrwalonych nastawieniach Polaków. Adam Michnik nazywa to syndromem więzienia. Zmiany świadomości społecznej wykazują znacznie większą inercję niż zmiany w gospodarce.