Mikulas Czernak z Bańskiej Bystrzycy, oficjalnie właściciel firmy ochroniarskiej, pensjonatu w górach oraz firmy budowlanej, nad korzyści materialne wyżej stawiał wartości duchowe. Ale pieniądze też lubił. Dlatego nie pogardził perspektywą 400 tys. marek za porwanie ukrywającego się w słowackich Tatrach Polaka Grzegorza Sz. Najbardziej chyba jednak cenił poważanie. Potrafił zrezygnować z okupu i dla podniesienia własnego prestiżu w oczach konkurencji strzelił Polakowi w serce.
Gdyby nie to zabójstwo, Czernak być może nadal pozowałby do zdjęć z (byłym już) ministrem spraw wewnętrznych Słowacji i byłym szefem słowackich służb specjalnych, a nieśmiałe zarzuty rodzimej policji o handel bronią, narkotykami, haracze, okupy, wreszcie zabójstwa kwitowałby ujmującym uśmiechem. Mając w kieszeni oficera służb specjalnych, kapitana policji i kilku popularnych polityków z Bratysławy, Mikulas C. czuł się w umiłowanych Tatrach jak młodsza i poprawiona genetycznie wersja Ala Capone.
Polityka
7.2000
(2232) z dnia 12.02.2000;
Społeczeństwo;
s. 85