Archiwum Polityki

Widok z lotniska

„Augusto Pinochet ze względów medycznych jest niezdolny do odpowiadania przed sądem. Tak jak tysiące jego ofiar torturowanych i mordowanych za czasów jego rządów. Hańba Brytanii!” – taki list od czytelnika zamieścił paryski dziennik na wieść, że brytyjski minister spraw wewnętrznych zamierza uwolnić chilijskiego generała po piętnastu miesiącach aresztu.

Brytyjski minister Jack Straw powołał czteroosobową grupę sławnych lekarzy (m.in. profesora geriatrii klinicznej z Oxfordu), którzy orzekli, że stan zdrowia 80-letniego Pinocheta trwale się pogorszył i że aresztowany jest niezdolny do odpowiadania przed sądem. Oznacza to bardzo prawdopodobne zwolnienie Pinocheta, który nie zostanie wydany hiszpańskiemu sędziemu Baltasarowi Garzon, ścigającemu go w imieniu hiszpańskich ofiar chilijskiej dyktatury.

Londyn chciał się uwolnić od kłopotliwego „angielskiego pacjenta”, którego trzyma stanowczo zbyt długo. Obrońcy czystego prawa – „żaden dyktator o skrwawionych rękach nie powinien się czuć bezpieczny w świecie” – odnieśli i tak wielki sukces. Po raz pierwszy na tę skalę rozważano publicznie (i praktycznie z zastosowaniem aresztu) odpowiedzialność głowy państwa w kraju trzecim, prawda że byłej głowy państwa.

Ale minister Straw nie miał łatwego zadania w Izbie Gmin, gdzie swoją decyzję tłumaczył posłom. Znowu postawiono podstawowe pytania, czy polityka może obalać zasady prawa. Dlaczego władze brytyjskie tak długo zakładały, że mogą osądzać Pinocheta, a równocześnie te same władze sprzyjają pojednaniu między białymi i czarnymi w RPA (gdzie popełniano okrutne zbrodnie) albo zachęcają do siadania przy jednym stole z republikanami w Irlandii Północnej (choć wśród nich są terroryści, którzy podkładali bomby na ulicach)? Poplątanie argumentów prawnych i politycznych, zamieszanie w głowach prawników, nie mówiąc już o zwyczajnych ludziach.

Władze chilijskie, które energicznie starały się o uwolnienie Pinocheta, głosiły, że senator – gdyby go zwrócono ojczyźnie – będzie sądzony we własnym kraju. W wielu krajach padał argument, że to Chile samo powinno sobie poradzić z własną przeszłością.

Polityka 5.2000 (2230) z dnia 29.01.2000; Świat; s. 40
Reklama