Jak tak dalej pójdzie, zostanę specjalistą od opisywania zbiegowisk ulicznych, ale mówi się trudno: byłem, słyszałem, widziałem. Pałac Kultury od trzeciego piętra tonął w czarnej mgle, pod stacją metra wiekowy muzyk w kowbojskim kapeluszu darł się na całe gardło, kilkaset metrów dalej na rogu Alej i Nowego Światu spowity w ceratowy całun leżał zastrzelony złodziej.
Dla mnie – prostego synka z Wisły – dramatyczne sceny wielkomiejskie są wciąż wielką nowiną i nie dziwota, że reaguję na nie z dziecinnym entuzjazmem.
Polityka
3.2000
(2228) z dnia 15.01.2000;
Pilch;
s. 75