W tradycji chińskiej leży unikanie wzmianek o ciemnych stronach historii i problemach tudzież maksymalne ich tuszowanie, choć obecnie – w porównaniu z czasami Mao – media i tak poczynają sobie znacznie odważniej. Fetując niedawno 50-lecie Chin Ludowych ani słowem nie zająknięto się zatem o nieszczęściach „rewolucji kulturalnej”, „wielkim skoku”, licznych, lansowanych przez partię „kampaniach naprawy”, akcjach represyjnych wobec mniejszości narodowych i innych działaniach, które w sumie kosztowały życie milionów. Milczeniem pominięto wszystkie „błędy i wypaczenia”.
Niewiele też mówiło się o tym, że rozwój, jaki Chiny osiągnęły w ostatnich 20 latach, odbywał się głównie poprzez wykorzystanie rezerw ekstensywnych, a nie intensywnych. Sięgnięcie po rezerwy intensywne wymagałoby gruntownych przemian, nie tylko w gospodarce, lecz i w sferze politycznej, do czego partia dopuścić nie chce i nie może. A rezerwy ekstensywne są niemal na wyczerpaniu i po odliczeniu wszystkich wywodzących się z nich czynników składających się na wskaźnik wzrostu okazałoby się, że dzisiejsza gospodarka Chin znajduje się w stanie recesji.
Informacje o niekorzystnym wydźwięku oczywiście pojawiają się – jak pisał o tym Krzysztof Gawlikowski (POLITYKA 49/99) – ale na forum publicznym nie porusza się tematów o zasięgu ogólnokrajowym i problemów natury zasadniczej. Działa tu i autocenzura, i strach przed ingerencją ze strony aparatu partyjnego oraz nadal stojącego ponad wszystkim aparatu bezpieczeństwa. Stąd też nie mają szans na ukazanie się w środkach przekazu informacje o pochłaniającej ogromne sumy wielkiej tamie w rejonie Trzech Przełomów na Yangzi, która była i jest oczkiem w głowie byłego premiera, a obecnego szefa parlamentu Li Penga.