Archiwum Polityki

Świat bez zakazów

Dwa zdarzenia połączone razem w jedną parę określa się jako skuplowane, bo la couple to po francusku para (a Anglicy przejęli to słowo). Kuplowanie felietonów jest bez sensu, a tymczasem znów mi się zdarza, bo pisząc poprzedni obiecałem, że następny będzie o tym, z kim leciałem i teraz muszę już dotrzymać słowa, choć wcale nie jestem pewien, czy ten temat wart jest felietonu.

Na wstępie, żeby wypełnić trochę zbytecznej przestrzeni, refleksja na temat przypadku, który każe nam spotykać pewnych ludzi. Czasem jest to kaprys gospodarzy, którzy układając plan stołu każą nam zabawiać sąsiadkę, po czym sprawa kończy się ślubem. Przyjęcia bufetowe mają tę właśnie przewagę, że można swobodnie wybrać towarzystwo, co ma zarówno zalety jak wady. Rzuceni na pastwę przypadku (czy też inicjatywy gospodarzy) mamy szansę na przygodę. Fakt świadomego wyboru w jakiś sposób nas ogranicza. Przy okazji bufetowa forma przyjęć zyskała w Polsce niedorzeczną nazwę szwedzkiego stołu, nazwa ta pojawiła się w czasach niedoborów na rynku mięsnym i miała odniesienie do najwyższego rozpasania, bo wolno nakładać sobie mięsa bez ograniczeń, czego gospodarka planowa wręcz nie znosi.

Od bufetu do samolotu. Także do kolei żelaznej. Siadamy zazwyczaj tam, gdzie nas komputer posadzi, komputer ma jakiś program i wypełnia miejsca, nie pytając, czy chcę mieć za sąsiedztwo osobę płci męskiej czy żeńskiej (to zdaje się brane jest pod uwagę tylko na liniach irańskich). Nikt nie pyta mnie także, czy będzie mi miło lecieć koło rodaka, czy koło cudzoziemca, czy jestem w nastroju towarzyskim i chciałbym mieć obok siebie osobę skłonną do rozmowy, czy przeciwnie – marzę o tym, żeby pospać i nie zniosę, żeby ktoś mnie o coś pytał. Mam nadzieję, że przyszłość skomputeryzowanego świata to karta magnetyczna z chipem, na którym będą wszelkie informacje o moich upodobaniach.

Polityka 6.2000 (2231) z dnia 05.02.2000; Zanussi; s. 81
Reklama