Archiwum Polityki

Szwed w Warszawie

[dla najbardziej wytrwałych]

Lars Norén, Szwed grywany z powodzeniem w wielu stolicach, wszedł wreszcie (ze znacznym opóźnieniem) na afisze teatrów warszawskich. Trudno jednak stwierdzić, by było to wejście tryumfalne. Premiera dramatu „Miłość – to takie proste” Na Woli otarła się w gruncie rzeczy o skandal: przedstawiono spektakl tak surowy, jakby Jacek Gąsiorowski dopiero chwilę temu rozpoczął próby: bez ustawionych sytuacji, rytmu, napięć, z nieustannie czynną suflerką, której życzliwa widownia usilnie starała się nie słyszeć. Wypada śpiesznie wyrzucić ten spektakl z pamięci (odnotowując tylko wysiłki Macieja Kozłowskiego, starającego się mimo wszystko zbudować pełną rolę). W Dramatycznym reżyserujący „Jesień i zimę” Andrzej Domalik posłużył się chwytem formalnym: zamknięta przez scenografa Marcina Jarnuszkiewicza w sterylnym sześcianie czwórka bohaterów (rodzice i dwie córki) wykrzykiwała wzajemne pretensje w tempie karabinu maszynowego, nie słuchając replik, odbębniając wielokrotnie podejmowany, beznadziejny trud porozumienia. Być może chodziło o odsentymentalnienie sytuacji; rzeczywiście, gdy przywykło się do konwencji, dramat zapiekłych w swoich upokorzeniach postaci brzmiał przejmująco (zauważyć warto zwłaszcza ojca granego przez dawno nie widzianego Zygmunta Malanowicza). Niemniej kształt obydwu inscenizacji świadczy wyraźnie o postępującej bezradności stołecznych scen wobec tradycyjnego repertuaru psychologicznego, gdzie trzeba umieć zanalizować dialog, rozłożyć kulminacje i akcenty, przeprowadzić rozwój postaci, sterować napięciem. Czy to już naprawdę zadania ponad stan? (js)

[dla każdego]
[dla koneserów]
[dla najbardziej wytrwałych]
[dla mało wymagających]

Polityka 4.2000 (2229) z dnia 22.01.2000; Kultura; s. 40
Reklama