Archiwum Polityki

Korczak nie wziąłby tej posady

Po krótkim urzędowaniu zrezygnował pierwszy rzecznik praw dziecka dr Marek Piechowiak. Powróciły pytania o sens tej instytucji oraz sposób elekcji nowego rzecznika.

Rzecznik praw dziecka nie jest dla ochrony dziecięcych praw niezbędny. Takiego zdania są nie tylko ludzie z prawej strony sceny politycznej, z reguły bardziej wrażliwi na ochronę rodziny jako całości. Stanowczo głosił ten pogląd w czasie pełnienia funkcji rzecznika praw obywatelskich także prof. Tadeusz Zieliński, który w 1995 r. startował na prezydenta z poparciem lewicowej Unii Pracy. Są trzy mocne argumenty przemawiające za tezą, że rzecznik praw dziecka jest instytucją zbędną.

• Po pierwsze, wszyscy dotychczasowi rzecznicy praw obywatelskich w swej działalności bardzo aktywnie bronili praw dzieci. Rzecz jest bogato udokumentowana.

• Po wtóre, utworzenie obok istniejącego rzecznika praw obywatelskich nowej instytucji zawiera niedobrą sugestię, że dziecko nie jest obywatelem, że pod względem ochrony praw człowieka pozycja dziecka jest inna niż osoby dorosłej. Dziecka nie należy spychać do jakiejś obywatelskiej drugiej ligi. Należy mu się taka sama ochrona jak każdemu obywatelowi, a więc jego ochrona winna być troską rzecznika praw obywatelskich. Uważam, że wbrew stwarzanym usilnie pozorom, utworzenie instytucji rzecznika praw dziecka osłabia, a nie umacnia rangę ochrony praw dziecka. Porównanie wyrażonych w ustawach kompetencji rzecznika praw dziecka z kompetencjami rzecznika praw obywatelskich nie pozostawia w tym względzie żadnych złudzeń.

• Trzeci argument przeciwko instytucji rzecznika praw dziecka sprowadza się do starej maksymy, że nie należy tworzyć bytów ponad konieczną potrzebę. Tak jak niegdyś na wszystko dobre miały być czyny społeczne, później fundacje, tak teraz lekiem na wszelkie problemy próbuje się uczynić instytucje (i etaty) rozmaitego rodzaju rzeczników.

Polityka 42.2000 (2267) z dnia 14.10.2000; Kraj; s. 28
Reklama