Najpierw była pełna fascynacja – młody, zdolny, przystojny, energiczny, a tu niemal same stare pryki – tak leciwy działacz związku tłumaczy fakt, że w 1994 r. jednogłośnie wybrali Jakuba Szadaja, rocznik 1948, z wyrokiem za marzec 1968 r., na przewodniczącego Gminy Wyznania Żydowskiego w Gdańsku. Trzy lata później zrobili to ponownie. A teraz ten, który pierwszy wysunął jego kandydaturę, spotkawszy współwyznawców bije się w piersi i powtarza całkiem nie po żydowsku: „mea culpa, mea culpa”.
Przy wyborze był Mosze Lisek, ocalały z Oświęcimia, cieszący się w gdańskim środowisku wielkim poważaniem. Formalnie Mosze, drugi mąż Emmy, był ojczymem Jakuba Szadaja, ale miejscowi wierzyli, że jest jego prawdziwym ojcem. Pani Emma jest z pochodzenia Niemką, czy także Żydówką – tego nie byli pewni i chyba specjalnie nie wnikali w tę kwestię. Ostatnio jednak w ogóle podają w wątpliwość żydowskie korzenie byłego przewodniczącego gminy. – Ojciec mówił: zostaw to, czy mamy przysięgać, że jestem twoim ojcem? – wspomina słowa Mosze Liska Jakub Szadaj i dodaje: – Ja najpierw nie chciałem zostać tym przewodniczącym, ale ojcu się oczy zaświeciły. A potem i mnie się to spodobało.
W 1997 r. przed żydowskimi gminami stanęło nowe zadanie – restytucja majątku, który przed 1 września 1939 r. należał do ich wspólnot wyznaniowych. Nikt nie zaprzecza, że pod przewodnictwem Szadaja gmina gdańska działała bardzo prężnie. W efekcie wybrano go do zarządu Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Warszawie. – Robił fenomenalne wrażenie – mówi Piotr Kadlcik, wiceprzewodniczący ZGWŻ. – Na skarbnika – dodaje – zgłosił się sam.
Zachwyty trwały do wiosny 1999 r.