Z telewizyjnych ekranów (TVP 1, TVP 2, TV Polonia) przez 25 godzin kandydaci na prezydenta – korzystając z bezpłatnego czasu antenowego – przekonywali do siebie wyborców. Gdyby ten czas TVP przeznaczyła na reklamy, mogłaby zarobić min. 30 mln zł. Tymczasem w co najmniej trzech przypadkach stratę ponieśli sami kandydaci. Sztabom wyborczym Andrzeja Leppera, Tadeusza Wileckiego i Lecha Wałęsy zdarzyło się nie dostarczyć na czas (czyli dobę przed emisją) kaset z nagraniem ich wystąpień. W ten sposób kandydaci stracili prezent od podatników wartości ok. 200 tys. zł każdy.
Wpadka tym boleśniejsza, że kandydaci na prezydenta niechętnie sięgali do portfeli. Na płatne reklamy zdecydowało się zaledwie trzech z nich, mimo że ceny były promocyjne i wynosiły w czasie największej oglądalności w TVP 1 – 30 tys. zł za 30 sek., a w TVN – 17,5 tys. zł za 45 sek. Niektórzy kandydaci jednak przytomnie wykorzystali bezpłatny czas antenowy na rozpropagowanie gazet: „Najwyższy Czas” (Janusz Korwin-Mikke) oraz „Myśl Polska” (gen. Wilecki), co było szczytem wyborczego nietaktu wobec podatników.
U cioci
Trzynastu kandydatów zdobyło po 100 tys. podpisów i tym samym nabyło prawo do darmowego emitowania własnych programów. Wygląda na to, że jeden podpis wart był co najmniej sekundę spota, czyli ok. 1000 zł. Gdyby obywatele wiedzieli, jak poważną sumę mają do dyspozycji, być może z większą rozwagą dawaliby poparcie. A tak kandydaci nie dość, że wydawali ich pieniądze, to jeszcze zanudzali telewizyjną publiczność bez żadnego miłosierdzia.
Ze studia komitetów wyborczych wiało nie tylko nudą, ale i amatorszczyzną (brak pieniędzy? fachowców? pomysłu?). Wideokamery towarzyszyły kandydatom u cioci na imieninach, na targowiskach, na placach budów i w wiejskich zagrodach.