Archiwum Polityki

Droga do El Dorado

[dla każdego]

Amatorzy kina zbyt wymagający nie doceniają postępu, jaki odbywa się ostatnio w dziedzinie kina animowanego. Mimo bowiem, że fabryka Disneya jest od lat potęgą w branży, zaś technika sztucznego obrazu doszła do prestidigitatorskiej wyczynowości, film animowany jest traktowany jako specjalność bądź młodzieżowa, bądź amatorska. Jednak w ciągu pięciolecia zaszła tu radykalna zmiana. „Księżniczka Mononoke” w bieżącym repertuarze daje wizję tradycyjnej japońskiej grafiki w ruchu, zdolną zadowolić klienta sztuki, zaś „Droga do Eldorado” również może go serio zainteresować. Jest to kolejna produkcja firmy Dreamworks, która wystąpiła jako konkurencja Disneya z nowym programem: wprowadzenie do animacji, dotychczas ograniczającej się do baśni, tematów literackich. Co prawda mieliśmy nadzieję, że ta ambitna próba zerwie z krytykowaną od lat manierą disneyowską wzorowaną na ilustracji bajek dla dzieci jeszcze z XIX stulecia – tak się nie stało, zapewne dlatego, że jest to sposób komercjalnie sprawdzony, czy raczej: niezupełnie tak się nie stało, bo jednak styl ten został wzbogacony do tego stopnia, że można mówić o twórczej grafice. Ale przede wszystkim pojawiła się pełna tematyka. „Mrówka Z”, do interpretacji której został zaproszony głos Woody Allena, była satyrą na totalitaryzm, „Książę Egiptu” stanowił inscenizację biblijną, zaś „Droga do El Dorado” jest ni mniej, ni więcej jak egzotyczną komedią przygodową, dorównującą udanym przykładom owego gatunku, w wykonaniu w oryginale przez głosowy duet gwiazd Kennetha Branagha i Kevina Kline’a (w polskiej wersji Artur Żmijewski i Rafał Maćkowiak). W wieku XVI dwaj awanturnicy zaplątani w wyprawę Corteza do Ameryki docierają do legendarnego El Dorado w nadziei, by wywieźć jak najwięcej złota, co im się tylko umiarkowanie udaje, natomiast pomagają ocalić ową baśniową krainę od drapieżności hiszpańskich najeźdźców.

Polityka 41.2000 (2266) z dnia 07.10.2000; Kultura; s. 43
Reklama