Archiwum Polityki

Na ekranie

[dla każdego]

Temat paradoksalny w kinie, którego istotą jest pokazywanie: niewidzialność. Dodatkowe kuriozum polega na gatunku: jest to od dawna wyżyłowany horror science fiction typu „oszalały uczony”: wynalazca, który nadużywa swojego pomysłu, by zdobyć władzę i obowiązkowo ginie w finale w eksplozji swojego laboratorium. Rodzaj ten był atakowany przez postępową krytykę; upatrywała w nim ona wstecznictwo wobec nauki, która nie powinna naruszać praw natury ustalonych przez Stwórcę. W rezultacie w latach 60. zmieniono intencję: wynalazek był militarny i jego zniszczenie wyrażało pacyfizm, co jednak nie uratowało fabuły od schematyzmu. Jednak Paul Verhoeven podejmuje tradycyjne gatunki i stara się je poszerzyć (to w jego głośnym czarnym kryminale „Nagi instynkt” Sharon Stone, podejrzana o morderstwo, przyszła na przesłuchanie bez dolnej bielizny). W sezonie 1933 nakręcono powieść H.G. Wellsa „Niewidzialny człowiek” (film był u nas na ekranach), ale ówczesne środki kina były dziecinne wobec tego, co wyprawia ono dzisiaj. Właśnie wartość obecnej inscenizacji polega na spektaklu, bo jeśli idzie o treść, nie wykracza ona poza reguły gatunku: a więc specjalista, pracujący dla sztabu generalnego, czyni żywe organizmy niewidzialnymi, stosuje eksperyment na sobie, co jednak wpływa na jego mentalność, bierze się do zabijania konkurencji i trzeba go spalić wraz z jego urządzeniami. Wells, fantasta rzetelny, ostrzegał, że jego pomysł był nadużyciem, bo jego niewidzialny musiałby być ślepy, jako że oko wymaga ciemnicy, co byłoby widoczne. Verhoeven udał, że tego nie wie i tym lepiej dla filmu: sceny, jak w trakcie zabiegu znika kolejno skóra, żyły, wnętrzności, kościec uczonego, jak jego niewidzialność po zmoczeniu wodą nabiera zarysów widmowych, jak jego wyrafinowane instalacje rozpadają się, są to obrazy unikalne, nawet na tle dzisiejszej wyczynowości technicznej.

Polityka 40.2000 (2265) z dnia 30.09.2000; Kultura; s. 44
Reklama