Archiwum Polityki

„Półtora dziecka”

Tragiczny dylemat, jaki musiał rozstrzygnąć brytyjski sędzia, orzekając o rozdzieleniu syjamskich bliźniąt i tym samym skazując jedno z nich na śmierć, rozważał w swym eseju prof. Jacek Hołówka (POLITYKA 37). Problem poruszył naszych internetowych czytelników.

Każdy ma prawo do życia, ale nie można pozbawić życia dwójki dzieci tylko dlatego, że rodzice mają moralne wątpliwości. Dzieci urodziły się jako bliźnięta syjamskie i należy uratować jedno z nich. Jest jedno serce dla jednego dziecka. Moim zdaniem decyzja jest oczywista. Ratujemy silniejsze, bo ma prawo żyć. Nie możemy pozbawiać go życia tylko dlatego, że urodziło się pechowo zrośnięte z drugim, słabszym. (...)

Marta Popiel

 

Ta sytuacja jest wielkim nieszczęściem dla tej rodziny, dodatkowo stała się pożywką dla prasy. Czy umiałabym dokonać wyboru kosztem życia jednego z moich dzieci i czy nie winiłabym siebie, a potem dziecka, które żyje, za brak w moim życiu tej drugiej istotki? Co jednak zrobiłabym godząc się na śmierć obojga? Oni będą musieli o tym myśleć do końca życia.

Anula

 

Kto ma prawo decydować o życiu, a z drugiej strony patrząc – o śmierci? Filozofowie, duchowni, lekarze, prawnicy, rodzice (właściciele?) czy może demokratyczna większość? Według mnie najbardziej kompetentni są lekarze, a na podstawie ich sugestii prawnicy niech stanowią prawa. Uważam, że decyzja brytyjskiego sędziego jest właściwa. Odbiera się prawa rodzicielskie za zaniedbywanie dziecka, to chyba skazanie go na śmierć jest większym występkiem. „Jak sobie poradzi ten człowiek ze świadomością, że odcięto jego bliźniaka?” Więc nie ratować go, bo może później mieć wyrzuty sumienia? Zabić teraz, żeby nie cierpiał w przyszłości? Przecież to kompletna bzdura, czemu wobec tego nie zabija się kalekich noworodków, które z całą pewnością będą cierpieć? A w tym przypadku wcale „piętno Kaina” nie jest takie oczywiste, po pierwsze po co w ogóle mówić komuś, w jakich okolicznościach się rodził, po drugie jeżeli nawet, było to działanie w stanie wyższej konieczności, to jest chyba proste do zaakceptowania, tym bardziej że ten człowiek nie mógł mieć na to wpływu.

Polityka 40.2000 (2265) z dnia 30.09.2000; Listy; s. 76
Reklama