Archiwum Polityki

Bilans Swidrygajłowa

[dla koneserów]

Ze „Zbrodni i kary” wykrawano w teatrze różne wątki. Przed laty Jan Świderski stworzył wstrząsający monodram ze spowiedzi Marmieładowa; także pamiętna inscenizacja Andrzeja Wajdy w Starym była wyborem: skupiała się na dialogach Raskolnikowa z Porfirym. W warszawskim Powszechnym Andrzej Domalik spróbował teraz przedstawić Swidrygajłowa, hulakę, cynika i drania, stoczonego na dno, a przecież niepozbawionego elementarnego instynktu moralnego. W zamyśle reżysera postacie Soni i Raskolnikowa miały stać się tłem rachunków z życiem „rosyjskiego Don Juana”. Wyszło połowicznie; czy ktoś, kto nie zna powieści, zrozumie, kim jest burkliwy, wiecznie podminowany niedźwiedź, bełkoczący o zamordowanej lichwiarce (Szymon Bobrowski), tudzież wiotka dziewczyna tak eteryczna, że nikt by nie odgadł jej ulicznej profesji (Agata Buzek)? W reliefowych dekoracjach Marcina Jarnuszkiewicza bohaterzy Dostojewskiego ulegli znacznemu spłaszczeniu, zaś reżyserskie zabiegi (na czele z tandetną lampą stroboskopową) tylko tę płaskość podkreśliły. Swidrygajłowa zagrał Janusz Gajos. Stworzył postać mocną, górującą przenikliwością i świadomością nad otoczeniem. Może zbyt... sympatyczną; aktor nie podkreślił dwuznaczności „odkupicielskich” działań bohatera, nie uwiarygodnił jego okrucieństwa i cynizmu. Czy ten pełen pokory, nieszczęśliwy mężczyzna doprawdy mógł doprowadzić kiedyś kobietę do śmierci? Zwichnięcie proporcji nie odbiera jednak frajdy śledzenia przemyślanej, wypracowanej w każdym geście gry jednego z największych, jacy chodzą dziś po naszych scenach. (js)

[dla każdego]
[dla koneserów]
[dla najbardziej wytrwałych]
[dla mało wymagających]

Polityka 39.2000 (2264) z dnia 23.09.2000; Kultura; s. 51
Reklama