Archiwum Polityki

„Aby na listę”

Przeczytałem z zainteresowaniem, lecz również z zażenowaniem, artykuł o chaosie na rynku podręczników (POLITYKA 37). W okresie różnych poważnych problemów polskiego szkolnictwa, ten wydawałby się łatwy do uporządkowania. Chciałbym zwrócić uwagę na kolejny aspekt tego zjawiska, pomijany we wszelkich dyskusjach na ten temat. Nurtuje mnie sprawa ciężaru noszonych przez dzieci zestawu koniecznych książek, zeszytów i szkolnych pomocy każdego dnia. Zastanawia mnie również brak zainteresowania tym problemem zarówno ze strony nauczycieli, dyrekcji szkół jak i władz edukacyjnych wszelkiego szczebla. Wiem, jakie normy przenoszenia ciężarów obowiązują młodocianych pracowników zatrudnianych na praktykach lub przy pracach sezonowych i dziwi mnie, że dla uczniów jeszcze młodszych precyzyjne ograniczenia nie są egzekwowane.

Zwracałem już na tę sprawę uwagę nauczycieli, ale pozostaje to bez echa. Powodem jest między innymi opisany przez Państwa „chaos na rynku podręczników”.

Szczęściem dla pokolenia obecnych uczniów jest tymczasem moda na plecaki. Jej może będziemy zawdzięczać, że nie wszyscy Polacy za dwadzieścia lat będą mieli krzywe kręgosłupy.

Jarosław Mnichowski, Myślenice

 

Chciałbym poinformować, że ceny książek oferowanych przez Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne SA wzrosły w stosunku do 1999 r. jedynie o ok. 7 proc., nie zaś o kilkadziesiąt, jak sugeruje autorka tekstu. Ta niewielka w istocie podwyżka – spowodowana wysoką inflacją (11,6 proc.) oraz przede wszystkim tym, że ceny papieru podniosły się o ponad 30 proc. – wskazuje na wysiłek wydawnictw zmierzający do utrzymania cen na poziomie zbliżonym do zeszłorocznego. Jesteśmy liderem na polskim rynku książek edukacyjnych, a to zobowiązuje do dawania dobrego przykładu innym wydawnictwom.

Polityka 39.2000 (2264) z dnia 23.09.2000; Listy; s. 86
Reklama