Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Szklenie szklanych domów

Tego dnia Pan Antoni przyszedł na seans towarzyski do nieistniejącej już dziś kawiarni dość wzburzony. Co się stało? Znany reżyser zwrócił się do niego z propozycją, by zechciał zagrać siebie sprzed lat. Zamierzał bowiem w planowanym właśnie filmie pokazać Ziemiańską. I jej bywalców. To że minęła epoka, w ogóle mu nie przeszkadzało.

– Mistrzu – mówił kuszącym szeptem – co to dla mistrza. Będzie stolik, kawa, ciacho – atrapa albo prawdziwe, do wyboru. Ktoś wchodzi, ktoś wychodzi. A mistrz siedzi przy stoliku i rozmawia z przyjaciółmi. Z tego no… Rozumiemy się.

– Ale ja wtedy byłem młody.

– Makijaż potrafi czynić cuda. Zresztą będziemy unikać zbliżeń. Przyjaciel mistrza, Iwacha, też się posunął. Spotkacie się, pogadacie, tak jak to wy. I załatwione.

Relacjonujący rozmowę z reżyserem Pan Antoni nie musiał mówić więcej, by absurd propozycji – ma pić kawę z Jarosławem I. – ukazał się słuchaczom w pełnym blasku. Oświetlającym ignorancję Kiniarza.

Pewnie, każda próba rekonstrukcji przeszłości kołaczącej się jeszcze w pamięci jest ryzykowna. Pomysł, by grać siebie w innym świecie, w innym kalendarzu mało ma wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Podobnie rzecz ma się z pomnikami stawianymi wielkościom. Za życia. Zawsze grozi wówczas to, że jakiś mętny typ pochwali się:

– A ja, kurde, z pomnikiem jestem na ty!

Kręcone jest obecnie „Przedwiośnie”. Z doniesień prasowych dowiedzieliśmy się, że znaleziono facetów, którzy zagrają Tuwima, Słonimskiego, Wierzyńskiego, Lechonia. Zagrają ich, bo są podobni. No i co z tego? Czy zapuszczenie sobie profilu Tuwima wystarczy? W „Przedwiośniu” Żeromski nie przewidział obecności skamandrytów. Teraz w wersji filmowej pokażą się. I nie daj Boże przemówią.

Polityka 39.2000 (2264) z dnia 23.09.2000; Groński; s. 101
Reklama