Kraków nie zawsze bywa wielką spoconą masą o twarzy jednodniowego turysty. Czasem jest wielopostaciowy i szalony.
Pan Grajek
Pan Grajek jest niewidomy. Wzrok stracił zaraz po wojnie, od niewypału. Z renty ciężko dziś wyżyć, więc Grajek zakotwicza się przy ulicy Szewskiej. Co dzień rano wyjmuje dziecinną bałałajkę. Kupił ją, jak twierdzi, na Białorusi. Wyjmuje bałałajkę, nuci przez chwilę skomponowaną właśnie melodię i przekłada ją na instrument. Melodia – wielogodzinna – składa się z jednego akordu. Jest monotonna i nudna jak dźwięk metalu przecinanego piłą. Z tego też powodu Pan Grajek nazywany jest również Mantrystą. Są tacy, którzy płacą Grajkowi, by nie grał. Bez większego rezultatu, bo starszy pan i tak nie ruszy się z miejsca. Wie doskonale, że może je stracić na rzecz małego Rumuna z akordeonem, z którym dzień w dzień toczy wojnę o terytorium.
Pani Obwarzankarka
Żeby natknąć się na Panią Obwarzankarkę, trzeba wejść z Szewskiej w Rynek i skręcić w lewo, w stronę Szczepańskiej. Pani O. sprzedaje krakowskie bajgle i pije wino już od czasów Stalina, sprzedaje i pije rano, w południe i w nocy. Czasami też rzuca obwarzankami w przechodniów, goni ich z laską, przeklina lub polewa wrzątkiem. Przechodniów i policjantów. Funkcjonariusze generalnie boją się Obwarzankarki. Ci bardziej doświadczeni i złośliwi wysyłają w jej kierunku młodych i niedoświadczonych.
Po to, by doświadczyli, jaką laska pani O. potrafi mieć siłę rażenia.
Ale Obwarzankarka ma też przyjaciół. Największym jest bezzębny pies Luluś, którego źli ludzie chcieli całkiem niedawno podstępnie ukraść i spieniężyć. – Mam duszę detektywa, więc odnalazłam Lulusia.