Od chwili gdy Maria Wiśniowiecka – z wykształcenia fryzjerka oraz archiwistka po trzyletnim kursie korespondencyjnym – dowiedziała się, że jest nową posłanką, schudła trzy kilo. Cały ten Sejm spadł na nią nagle i do dziś nie może w to jeszcze uwierzyć.
W Ziemięcicach w powiecie tarnogórskim Maria Wiśniowiecka, rodowita Ślązaczka, mieszka od urodzenia, czyli od 1945 r. W tym roku, w dniu swoich urodzin, jak zwykle czekała na życzenia od zaprzyjaźnionego posła Samoobrony Józefa Stasiewskiego, z którym startowała w wyborach dwa lata temu z okręgu rybnickiego. Zamiast jednak oczekiwanego posła, zadzwonił jego kolega z Sejmu z wiadomością o śmierci Stasiewskiego. Nie od razu do niej wszystko dotarło, dopiero jak zatelefonował ponownie i powiedział, że ma się szykować do Warszawy, bo przecież zdobyła najwięcej głosów na liście po Stasiewskim, dopadły ją emocje: – Do dziś nie mogę przyjść do siebie.
Polityka
34.2003
(2415) z dnia 23.08.2003;
Kraj;
s. 30