Olimpiada zaczęła się dla nas fatalnie. Podczas uroczystości otwarcia igrzysk zmarł na stadionie na zawał serca szef polskiej ekipy, znany działacz sportowy Eugeniusz Pietrasik. Nazajutrz jednak Renata Mauer zdobyła pierwszy w Atlancie złoty medal w strzelaniu z karabinu. A potem w zapasach w stylu klasycznym kolejno Ryszard Wolny, Andrzej Wroński i Włodzimierz Zawadzki stawali na najwyższym stopniu podium. Dzięki szarży zapaśników Polska objęła prowadzenie w medalowej klasyfikacji. Na cztery dni wprawdzie. Miał w tym swój udział również Paweł Nastula w judo, zdobywając złoty medal. Potem były sukcesy w najbardziej liczącej się na igrzyskach dziedzinie – lekkiej atletyce. Robert Korzeniowski w imponującym stylu wygrał chód na 50 km, a Artur Partyka przegrał w skoku wzwyż tylko z Amerykaninem Charlesem Austinem i zdobył srebrny medal ustanawiając rekord Polski wynikiem 2,37 m. Serię zwycięstw zakończył dwudziestoletni Mateusz Kusznierewicz, który stał się objawieniem regat żeglarskich i zdeklasował przeciwników w prestiżowej klasie jednoosobowych łódek Finn.
Pierwszy raz zdarzyło się, że Polacy zdobyli więcej złotych medali niż srebrnych i brązowych, bo tych było w naszym dorobku po pięć. Polacy atakowali szerokim frontem, bo były jeszcze medale w łucznictwie, podnoszeniu ciężarów, szermierce i kajakarstwie. W tej ostatniej dyscyplinie tylko jeden, brązowy, a liczono na znacznie więcej. Kajakarze jednak, podobnie jak i wioślarze, nie trafili z formą w igrzyska. W sumie nasza ekipa w nieoficjalnej punktacji zajęła jedenaste miejsce. Sukces był tym większy, że XXVI Igrzyska Olimpijskie w Atlancie stały na niespotykanym poziomie.