Archiwum Polityki

Jak ugryźć 10 milionów

[dla koneserów]

Bruce Willis się cywilizuje; już w „Szóstym zmyśle” pokazał inną twarz, zamiast strzelać i biegać w brudnym podkoszulku, opiekował się czule pewnym nadwrażliwym chłopcem. W nowym filmie gra płatnego mordercę, z liczącym się dorobkiem zawodowym (siedemnaście wykonanych bezbłędnie zleceń), co by wskazywało, że wraca do poprzednich swych wcieleń, ale to mylący trop – jest bowiem zabójcą dżentelmenem, po godzinach pracy wprost ujmująco sympatycznym facetem, który mógłby być naszym sąsiadem. No i to się właśnie przytrafiło pewnemu dentyście z przedmieść Montrealu, który akurat przeżywa kolejne załamanie nerwowe, wszystko z powodu żony sekutnicy i teściowej, prawdziwego Antychrysta. Nasz dentysta o trochę swojsko brzmiącym nazwisku Ozeransky przygląda się sąsiadowi i ma nieodparte wrażenie, iż go skądś zna, a gdy Willis odsłania tatutaż na ramieniu, nie ma już wątpliwości – to sam sławny Tudeski „Tulipan” z Chicago, bohater kronik kryminalnych, który najwyraźniej postanowił ukryć się w Kanadzie. Coś z tego spotkania musi niechybnie wyniknąć i wkrótce wynika. Nawet gdybym chciał popsuć państwu przyjemność i opowiedzieć całą akcję po kolei, pewnie w połowie streszczenia bym się pogubił, gdyż intryga jest nieco skomplikowana. Ale nie wnikajmy w szczegóły. Użyty tu schemat fabularny jest stary jak świat – pomysł polega na tym mianowicie, że zwykły, uczciwy człowieczek, który by muchy nie zabił (Willis zabija muchę w bardzo przemyślny sposób, zobaczycie w kinie), wpada niechcący w złe towarzystwo i, chcąc nie chcąc, musi włączyć się do akcji. Tym bardziej kiedy w grę wchodzą duże pieniądze oraz miłość pięknej kobiety.

Polityka 37.2000 (2262) z dnia 09.09.2000; Kultura; s. 43
Reklama