Dwadzieścia osiem lat temu Biolog nabył działkę na terenie Bolimowskiego Parku Krajobrazowego na obrzeżach Skierniewic i postawił na niej chałupę nawiązującą stylem do góralskich. Był to okres wczesnego Edwarda, właśnie rozpoczynała się moda na daczowiska i Biolog obserwował trwający do dziś proces zarastania okolicznych lasów letnimi domkami mieszczuchów z ówczesnej klasy średniej, od pracownika naukowego po robotnika z kwalifikacjami. Tak ucieleśniała się powszechna potrzeba wypoczynku na świeżym powietrzu. W latach 70. słowo dacza miało znaczenie pojemne i kojarzyło się tak samo z dwupiętrową willą jak z przerobioną na wakacyjne siedlisko byłą budką z piwem. Dzisiaj nie ma już takich stylistycznych rozbieżności, najwięcej jest drewnianych chat krytych spadzistym dachem. Nie ma także stabilizacji społecznej na wsi, w pobliżu której letnisko powstało, ani w przyfabrycznych blokach nieopodal. Rolnictwo przestało się opłacać, fabryka ledwie zipie i zwalnia ludzi. Biolog uważa, że sprzedając tereny pod działki gmina powinna uprzedzać, że dwa do trzech razy rocznie nieznani sprawcy włamią się do domku letniskowego. Możliwe nawet, że puszczą domek z dymem.
Wieś sielska
Bieganie po mleko do gospodarza wspomina Marek, dziś kreatywny z agencji reklamowej, z nostalgią. Jako dziecko biegał z działki rodziców do zaprzyjaźnionego rolnika na przełaj przez łąkę, a blaszana bańka obijała mu kolana. Gospodarz cedził mleko przez czystą gazę. Było wakacyjnie i bezpiecznie. Kilka lat temu ktoś spalił drewniany domek na działce pod Pułtuskiem. Ojciec sprzedał ziemię i zaszył się w warszawskim bloku. Twierdzi, że na zawsze.
Ojciec Marka, emerytowany Technik, przypisuje sobie kilka zasług cywilizacyjnych dla wsi, gdzie miał daczę.