Redaktor Zdzisław Pietrasik dosyć bezwzględnie wyrwał mnie do tablicy w mini felietonie „Niskie loty” (POLITYKA 33) i szkoda wielka, że tym razem tytuł cyklu dotyczył poziomu publikacji. Redaktor-kierownik działu kultury z uporem godnym innej sprawy wmawia Czytelnikom, że koncert „Stajemy jak Ojce” odbył się 1 sierpnia, że z okazji rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego „twórca spektaklu Tadeusz Broś, scenarzysta i reżyser w jednej osobie, przygotował widowisko ogólnopatriotyczne, mieszając bez ładu i składu utwory różnych epok i poetyk”. Otóż był to koncert z okazji obchodów Wielkiego Jubileuszu Zbawienia w Ordynariacie Polowym Wojska Polskiego. Koncert odbył się i był emitowany 31 lipca. Tego typu pomyłka dla dziennikarza jest pomyłką typu saperskiego. Nonszalancją, delikatnie pisząc, można określić stwierdzenie „... Ojciec Święty z ekranu, jak gdyby reżyser w swej genialności powierzył mu rolę konferansjera”. Otóż, Ojciec Święty (nie konferansjer!) zacytowany był we fragmentach homilii dotyczących ważniejszych wydarzeń z dziejów historii i oręża polskiego i On właśnie w dwa dni po emisji („na żywo”) koncertu, w audiencji generalnej za ten koncert podziękował, co jak zapewne Pan Redaktor wie, nie zdarza się zbyt często. Może się czepiam, ale nazwanie chóru Reprezentacyjnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego (zespołu co najmniej wybitnego – w opinii szefa muzycznego koncertu Włodzimierza Korczaka) „mruczącym chórkiem” jest albo absolutnym brakiem wiedzy „w temacie” lub też (przepraszam!) głupotą. W łaskawości wybieram to pierwsze.
Zapewne nie będzie też dla Pana argumentem to, że w poniedziałkowy wieczór mimo komediowej „konkurencji” od programu 1 TVP nie odeszło prawie cztery miliony widzów.