Tu w tym mieście, w Wadowicach, wszystko się zaczęło – przyznał Jan Paweł II podczas ostatniej pielgrzymki. I rzeczywiście zaczęło się. Już dzień później – od kłótni cukierników. Poszło o kremówki, którymi przed wojną zajadał się Karol Wojtyła. Okazało się, że w Wadowicach nikt kremówek już dawno nie wyrabia. Nikt też nie jest w stanie właściwie odtworzyć przepisu na papieskie ciastko.
– Rozpoczął się wielki wyścig zdesperowanych ciastkarzy – opowiada Grzegorz Spisak, dziennikarz lokalnego dodatku „Gazety Krakowskiej”. – Cukiernicy wpadli w prawdziwy amok. Prześcigali się w domniemaniach. Czy w środku był budyń, krem, czy bita śmietana? W końcu doszli do wniosku, że przedwojenne kremówki musiały być mocno zakrapiane spirytusem, bo wspominając je papież uśmiechał się znacząco. Ciasteczka zaczęły więc nagle pachnieć jak oddech przemęczonego żula.
Do dziś nie ustalono, które kremówki w Wadowicach przypominają smakołyki Wojtyły. Wybór jest trudny, bo papieski przysmak można już kupić nawet w kiosku z hamburgerami. Według utworzonego niedawno Wszechświatowgo Bractwa Zjadaczy Kremówek najlepsze ciastka przywożone są... z Zawoi.
Nieoczekiwanie pojawił się także w Wadowicach papieski chleb. Kłótni nie było, bo szczęście dopisało jedynie jednemu piekarzowi, do którego władze miasta zwróciły się po powitalny bochen chleba. Papież chleb pocałował, a wkrótce potem na budynku piekarni pojawiło się potężne zdjęcie pani burmistrz i Ojca Świętego z pieczywem w rękach.
– Od tej pory Wadowice stały się słynne z uświęconych wyrobów mącznych – wyjaśnia Marcin Płaszczyca, dziennikarz „Kroniki Beskidzkiej”. – Wcześniej, przez wiele dziesięcioleci, słynęły właściwie tylko z dobrze przyprawionych flaków.