Archiwum Polityki

Wciskanie hitu

Listy bestsellerów publikowane w polskiej prasie czyta się ze zdziwieniem: nieustannie dominują tam podejrzane poradniki i kiczowate powieści z importu. Polskie utwory literackie prawie nie liczą się w tych rankingach. To właśnie tajemnica naszego rynku książki.

Listy bestsellerów, czyli książek najlepiej sprzedających się, z założenia nie są przewodnikami po literaturze elitarnej. Wiadomo, że układa się je z najbardziej chodliwych tytułów – takich, które w danym tygodniu czy miesiącu podbiły serca masowej publiczności. Z zachodnich list można jednak przynajmniej wywnioskować, co jest aktualnie w modzie. Tam gusta się zmieniają – na naszych listach układ tytułów jest właściwie stały – w pierwszym rządku od kilkudziesięciu miesięcy siedzą wygodnie ci sami autorzy, m.in. Paulo Coelho, William Wharton i Jan Kwaśniewski (autor „Diety optymalnej”, sprzedanej w nakładzie 200 tys.) czy Michał Tombak, specjalista od uleczania rzeczy nieuleczalnych. Trzytomowy cykl pod sensacyjnym tytułem „Byłem księdzem” również cieszy się popularnością w pewnych kręgach – dość chyba szerokich, skoro sprzedano już ok. 300 tys. egzemplarzy. Podobny wynik osiągnęła także broszura Grzegorza Rybińskiego i Romana Warszewskiego „Vilcacora leczy raka”.

Nakładów porównywalnych z tymi pozycjami nie mają żadne książki literackie. A już na pewno nie polskie. O tym, że najtrudniej być pisarzem we własnym kraju, wiedzą wydawcy i polskiej prozy przezornie nie drukują więcej niż 10 tys. egzemplarzy. Według ustaleń Biblioteki Narodowej przeciętny nakład krajowej powieści to 6,1 tys. Książki pisane przez naszych kupujemy niezwykle ostrożnie. Jeśli już się na coś mamy zdecydować, to raczej na znane z lekkiego pióra nazwiska takie jak: Joanna Chmielewska, Waldemar Łysiak czy Małgorzata Musierowicz. Z roku na rok umacnia się przekonanie, że Polacy nie umieją pisać literatury popularnej, że proza powstająca w latach 90.

Polityka 35.2000 (2260) z dnia 26.08.2000; Kultura; s. 56
Reklama