Tlen potrzebny jest dla piekielnych płuc – hałda w środku płonie. Już metr pod powierzchnią temperatura sięga kilkuset stopni. Po niektórych ulewach bywają noce, kiedy Skalny przypomina gigantyczny cmentarz we Wszystkich Świętych. Z każdej szczeliny wypełzają języczki ognia.
– Gdyby tylko płonęła, to dałoby się jeszcze wytrzymać, ale ona nas truje, zasypuje popiołem i wszystko paskudzi – mówi mieszkaniec górniczych familoków przy ulicy Zwałowej. – Od lat chodzimy z podaniami po wszystkich urzędach, żeby pomogli nam stąd uciec.
Hałdę usypała kopalnia Bolesław Śmiały. W ubiegłym roku obchodziła jubileusz 220 lat istnienia. W zachowanych dokumentach pierwsze wzmianki o hałdzie (fachowo: składowisko odpadów pogórniczych) pochodzą z 1912 r. Stożkowatą górę za kopalnianą wieżą widać na pożółkłej niemieckiej pocztówce, którą pokazuje Jacek Korski, naczelny inżynier, zastępca dyrektora Bolesława Śmiałego. – Chyba zrobiona została przed pierwszą wojną – ocenia.
Jeszcze dzisiaj, choć kopalnia stara się sięgać po najlepsze pokłady, to w każdej wyciągniętej na powierzchnię tonie znajduje się 400–500 kg kamienia. Podczas przeróbki czysty węgiel oddzielany był od kamienia – odpady wędrowały przez prawie wiek, a może i dłużej, na wysypisko. W wyrzucanym kamieniu pozostawały jednak resztki węgla, a wśród nich piryt, związek siarki, który pod wpływem wód deszczowych ulega rozkładowi: – W tym procesie fizyko-chemicznym następuje zagrzewanie się substancji do takiej temperatury, że następuje samozapalenie się pozostałego węgla – fachowo tłumaczy Dariusz Golec z Głównego Instytutu Górnictwa.
Jesień w lipcu
W czterech domach mieszka u podnóża hałdy ponad trzydzieści rodzin: – Kiedy przed laty wprowadzała się tutaj sąsiadka, to przywiozła ze sobą kilkadziesiąt królików – wspomina Andrzej Pochlit, rencista z drugiego familoka.